26 sierpnia 2014

Recenzja: Thermit - Encephalopathy (2013)


Każdy kraj ma swoje muzyczne tradycje. Popatrzmy na Europę. Szukasz black metalu? Zerknij na formacje norweskie. Klasyczny thrash metal? Niemcy to niemal monopolista. Heavy metal (nowa fala)? Wielka Brytania. Metal symfoniczny? Zapraszamy do Finlandii. Jak jest natomiast z Polską? Behemoth, Vader, Decapitated, Hate... Nie ulega wątpliwościom, że to death metal jest gatunkiem, z którego wyrosły najlepsze i najpopularniejsze metalowe formacje z naszego kraju. Właśnie z tego względu ze zdwojoną ciekawością przyglądam się polskim zespołom, które tworzą muzykę w ramach innego podgatunku ciężkiej muzyki. Jedną z takich grup jest formacja Thermit.

EPka Encephalopathy jest drugim oficjalnym wydawnictwem grupy. Jeżeli znacie debiut formacji (Demo'n'Beer, 2012r.), to nie powinniście być zaskoczonym zawartością następcy. Encephalopathy to materiał w dalszym ciągu oscylujący między thrash i heavy metalem. O (nie tylko muzycznej) kontynuacji debiutu świadczy chociażby okładka wydawnictwa. Rozkoszujący się piwem demon z Demo'n'Beer na Encephalopathy jest już nieźle podpity i zostaje wyniesiony z pubu przez bezwględnych ochroniarzy. Samo słowo "encephalopathy" (encefalopatia) oznacza uszkodzenie mózgu, którego skutkiem są różnego rodzaju zaburzenia zachowania. Nawiązanie do scenicznego pogo i headbangingu? Jeśli tak, to tytuł na płytę Thermit znalazł naprawdę oryginalny.

W skład wydawnictwa wchodzi sześć utworów, które łącznie trwają ponad 36 minut. Muzycznie mamy do czynienia z typowo thrashowymi riffami, które całościowo zostały ubrane w heavy metalową otoczkę. Elementem, przez który muzyka formacji szczególnie oscyluje wokół tego drugiego gatunku, jest wokal Tomasza "Trzeszcza" Trzeszczyńskiego. Wysoki, piskliwy głos frontmana przywodzi na myśl Roba Haltforda z Judas Priest czy Kinga Diamonda, a momentami nawet Chucka Schuldinera z Death. Oprócz wysokich, typowo heavy metalowych partii wokalista raczy słuchacza również bardziej drapieżnymi elementami, zahaczającymi wręcz o growl (jak np. w Holy Bomb). Trzeba przyznać, że o ile te wysokie wokalizy nie każdemu mogą podejść, to ciężko przejść obok nich obojętnie. Tomasz Trzeszczyński dysponuje dość niespotykanym wokalem, używa go w bardzo różnorodny sposób, co z pewnością jest wyróżnikiem zespołu.

Na płycie znalazło się sześć wielowątkowych utworów, pełnych zwolnień, nagłych przyśpieszeń i nieoczekiwanych połączeń riffów. Trzeba przyznać, że wszystkie trzymają równy, wysoki poziom, a w niektórych znajdziemy momenty z naprawdę ogromnym potencjałem, jak chociażby finalny riff w Zombie Lover. Jest szybko, gorąco, ale na płycie nie brakuje również przebojowych fragmentów jak w Now You See czy niesamowicie melodyjnym Second. Świetne wrażenie robi Other Man z piekielnym rozpoczęciem a'la Kreator. Holy Bomb (mój faworyt na krążku) to jak sama nazwa wskazuje piekielnie szybki numer z ciężkimi zwolnieniami typowymi dla Slayera i, dopracowanym przez Thermit do perfekcji, dynamicznym, ekspresyjnym wejściem wokalu. Ciekawostką jest wieńczący album, dziesięciominutowy utwór pt. Thermitallica, który jest muzycznym nawiązaniem do twórczości Metalliki. Thermit zawarł w nim zaaranżowane na swój sposób muzyczne cytaty z m.in. One, Battery czy Master of Puppets. Wyszło naprawdę dobrze.
 
Inspiracje? W muzyce Thermit słychać Metallikę, Kreator, Overkill, Iron Maiden czy Annihilator, ale niezwykle pozytywnie świadczy o zespole to, że naprawdę ciężko znaleźć jeden zespół, któremu Thermit byłby najbliższy muzycznie. Jest to jeden z dowodów na to, że muzyka formacji nie jest odgrzewanym kotletem ani nie kopią twórczości muzycznych idoli. Encephalopathy to naprawdę twórcze dzieło, które zrodziło się z frajdy i miłości do muzyki. To po prostu słychać! Za to zespołowi należy się szczególny szacunek.

Encephalopathy nie jest wydawnictwem, które można byłoby okrzyknąć rewelacją ani płytą innowacyjną. Słucha się go jednak naprawdę dobrze i przyjemnie, a swoją zwielokrotnioną siłę i moc pokazuje na koncertach. Swoją drogą do tego właśnie został stworzony metal. Do tego, by się przy nim dobrze bawić i pogruchotać kości, a nie słuchać w zaciszu domowym (choć i też można ;)). Muzyka Thermit po prostu stworzona jest do tego aby grać ją na żywo!

Nie ulega wątpliwościom, że formacji Thermit trzeba się przyglądać. Duże, stałe postępy jaki grupa robi w ostatnim czasie, a także bardzo inteligentny sposób budowania własnej pozycji na muzycznym rynku, pokazują, że jeśli zespół utrzyma ten trend, może być o nim naprawdę głośno. Teraz grupie nie pozostaje nic innego jak tylko grać, grać i grać, a nam, fanom muzyki metalowej, nie pozostaje nic innego aby na koncerty Thermit się wybierać i dołączyć do piekielnego młynu pod sceną. 

Lista utworów:
1. Zombie Lover
2. Now You See
3. Second
4. Other Man
5. Holy Bomb
6. Thermitallica
Całkowity czas: 36:48

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz